''...Pragnę być z Tobą
Pragnę czuć Twoją miłość
Pragnę leżeć obok Ciebie
Nie potrafię tego ukrywać, nawet gdy się staram...''
Trzy lata wcześniej...
P.O.V Skye
Oparłam rękę o łokieć i bez celu wpatrywałam się w okno. Było mi trudno. Cholernie. Czekałam dziesięć lat, a on już pewnie zapomniał po paru dniach. Ach, na co ja mogłam liczyć... Miłość nie istnieje, a on? On nawet jeśli, jej nie rozumiał, nie potrafił. Byłam na minutkę, może ewentualnie na dwie, a to już i tak szok.
- Kochanie, jesteś tu? - usłyszałam ciepły głos Marco.
- Tak...- szepnęłam otulając nogi ramionami. Nie chciałam, by widział jak płaczę. Nie lubił tego.
- Sky, zostaw przeszłość za sobą, on nie wróci - zagryzłam wargę kiwając głową. Nie wróci. Nie wróci. Nie wróci. Jestem nic niewarta. Nic, a nic. Zapomnij. Zapomnij. Zapomnij.
- Wiem...- mruknęłam słabo.
- Chodź tu malutka- wyciągnął ramiona w które natychmiast owo się wtuliłam. Teraz było nawet 2/10. Ale wiem, ze za chwilkę znów się rozpłaczę i będę wspominać. To pewne, nie umiem, nie potrafię go zapomnieć. Nawet po tym co mi zrobił, ale muszę się ogarnąć. Przestać żyć wspomnieniami.
- Marco, ale Andreas...- zaczęłam cicho, chodź nie powinnam. On już zniknął, nigdy go już nie spotkam.
- Nie wróci...- ucałował moje czoło, a po moich policzkach spłynęły łzy. - Ej księżniczko moja nie płaczemy, no już- potaknęłam smutno głową. Chciałam tylko...
-A może jednak?- spytałam przegryzając wargę i ściskając jego ręce.
- Andreas nie wróci- wypuściłam powietrze z ust próbując się nie rozpłakać. Co mi słabo poszło, bo po sekundzie koszulka piłkarza była mokra. - Od dziś zaczynamy od nowa tak?
- Spróbuję - mruknęłam przecierając oczy i uśmiechając się delikatnie. No już, walczymy! Nie będę płakać przez chłopaka. Jestem silna. Jestem silna. Nie jestem... Ale postaram się.
- Marco jestem!- usłyszałam głos nieznanego mi chłopaka. Spojrzałam pytająco na blondyna.
- Już idę, poznasz moje słoneczko- pociągnął mnie lekko za rękę i wyprowadził na korytarz. Przyjrzałam się dokładnie sylwetce gościowi. Był chudym brunetem o pięknych czekoladowych oczach. Ubrany był w ciemną bluzę z logiem BVB, tego samego koloru rurkami i jasnymi nike' ami.
- Erik Durm- wyciągnął rękę uśmiechając się słodko.
- Skye Reus- uśmiechnęłam się niepewnie ją chwytając.
- Reus nie kłamał, że ma przepiękną siostrę..- zaśmiałam się pod nosem, czego nie robiłam od ładnych paru lat.
- A ja o Tobie nic nie słyszałam, ale z tego co widzę, to gracie razem w Borussii- mruknęłam wskazując palcem na żółty znaczek.
- Woah, taka ty szybka, że Rajd Dakar...- zaśmiałam się pod nosem. Teraz zdecydowanie było 2/10. Może nawet 3...
Niecałe cztery lata wcześniej...
P.O.V Andreas
- Trenerze dziś dwudziesty marca, obiecałem komuś, że będę, muszę wyjechać...- podszedłem do Wernera z delikatnym uśmiechem. Wreszcie zobaczę moją malutką księżniczkę.
- Jasne Andreas możesz, ale dziś jest...- nie posłuchałem go i szybko wsiadłem w samochód.
Dostałem się jak najszybciej na lotnisko. Byle tylko do niej, Czas leciał zbyt wolno, Chciałem, ją tylko przytulić, powiedzieć, że w końcu jestem, że tęskniłem. Mało brakowało, by moja kariera przestała istnieć, na siłę próbowali mnie odseparować od Skye... I się im udało. Ale wreszcie mogę wrócić. I być szczęśliwy.
-Proszę zapiąć pasy, lądujemy!- wyszczerzyłem się jak idiota i zrobiłem dana czynność. Nie wiem, jakim cudem, ale przetrwałem te kilkanaście minut i szybko uradowany wybiegłem z samolotu. Z szybkością światła złapałem taksówkę. Powiedziałem facetowi adres i niecierpliwie odliczałem. PO dojechaniu wyskoczyłem z samochodu rzucając pieniądze z uśmiechem i zadzwoniłem do domu.
Byłem po denerwowany, ale pozytywnie.
-Dzień Dobry, ja do Skye- dziś wreszcie zobaczę jej kochany uśmiech, choć byliśmy mali, niedojrzali, czułem do niej, coś co nie jestem w stanie opisać. To co czuję moja mama, gdy robi tacie śniadanie i całuję go gdy wychodzi do pracy.
-Ach drogi młodzieńcze, rodzina Reus 'ów jakiś miesiąc temu, chcieli odciąć ich córkę od tego miasta, wiem, że wpadła w jakąś depresje i wyjechali.- zacisnąłem oczy otwierając je co chwilkę i zamykając. Nie, nie wierzę. Przecież jest dwudziesty marca, jestem tak jak miałem być. Ona.. Nie zaczekała, coś się stało? Cała rodzina wszyscy wiedzieli, że ma czekać.. Obiecywała, ze będzie. Zapomniała? Ale przecież mnie kochała poznała kogoś?
-To niemożliwe- wyjąkałem czując napływające łzy, a ziemia pode mną jakby się zapadala, kolana miękły, oddech zrobił się nie równy.
-Przepraszam, ale muszę już wracać, miłego dnia- nie płacz Andi, nie jesteś babą. Potykając się o własne stopy usiadłem z trudem na ławkę gryząc wargę.
-Gdzie jesteś Skye?- nie dałem rady, to za dużo na mnie, po prostu wybuchłem płaczem. Schowałem twarz w dłoniach, Tak długo czekałem, by ją zobaczyć. A jej nie ma. Nie ma. Spojrzałem na godzinę, ale przewinęła mi się niestety data, juz chciałem przesunać, ale zobaczyłem coś co sprawilo, ze moje życie stracilo jeszcze większy sens.
- 8 maja - wykrztusiłem nie mogąc złapać oddechu. -Pomyliłem się... To ja o niej zapomniałem- wstałem, po chwili sie przewracajac na ziemi. Nie płacz. Cholera idioto nie płacz. Straciłem ją. To już nie ma sensu, nic nie ma sensu. Wstałem i ruszyłem zalany łzami; NIe naprawie już niczego, bo jej juz nie ma.
Dostałem się jak najszybciej na lotnisko. Byle tylko do niej, Czas leciał zbyt wolno, Chciałem, ją tylko przytulić, powiedzieć, że w końcu jestem, że tęskniłem. Mało brakowało, by moja kariera przestała istnieć, na siłę próbowali mnie odseparować od Skye... I się im udało. Ale wreszcie mogę wrócić. I być szczęśliwy.
-Proszę zapiąć pasy, lądujemy!- wyszczerzyłem się jak idiota i zrobiłem dana czynność. Nie wiem, jakim cudem, ale przetrwałem te kilkanaście minut i szybko uradowany wybiegłem z samolotu. Z szybkością światła złapałem taksówkę. Powiedziałem facetowi adres i niecierpliwie odliczałem. PO dojechaniu wyskoczyłem z samochodu rzucając pieniądze z uśmiechem i zadzwoniłem do domu.
Byłem po denerwowany, ale pozytywnie.
-Dzień Dobry, ja do Skye- dziś wreszcie zobaczę jej kochany uśmiech, choć byliśmy mali, niedojrzali, czułem do niej, coś co nie jestem w stanie opisać. To co czuję moja mama, gdy robi tacie śniadanie i całuję go gdy wychodzi do pracy.
-Ach drogi młodzieńcze, rodzina Reus 'ów jakiś miesiąc temu, chcieli odciąć ich córkę od tego miasta, wiem, że wpadła w jakąś depresje i wyjechali.- zacisnąłem oczy otwierając je co chwilkę i zamykając. Nie, nie wierzę. Przecież jest dwudziesty marca, jestem tak jak miałem być. Ona.. Nie zaczekała, coś się stało? Cała rodzina wszyscy wiedzieli, że ma czekać.. Obiecywała, ze będzie. Zapomniała? Ale przecież mnie kochała poznała kogoś?
-To niemożliwe- wyjąkałem czując napływające łzy, a ziemia pode mną jakby się zapadala, kolana miękły, oddech zrobił się nie równy.
-Przepraszam, ale muszę już wracać, miłego dnia- nie płacz Andi, nie jesteś babą. Potykając się o własne stopy usiadłem z trudem na ławkę gryząc wargę.
-Gdzie jesteś Skye?- nie dałem rady, to za dużo na mnie, po prostu wybuchłem płaczem. Schowałem twarz w dłoniach, Tak długo czekałem, by ją zobaczyć. A jej nie ma. Nie ma. Spojrzałem na godzinę, ale przewinęła mi się niestety data, juz chciałem przesunać, ale zobaczyłem coś co sprawilo, ze moje życie stracilo jeszcze większy sens.
- 8 maja - wykrztusiłem nie mogąc złapać oddechu. -Pomyliłem się... To ja o niej zapomniałem- wstałem, po chwili sie przewracajac na ziemi. Nie płacz. Cholera idioto nie płacz. Straciłem ją. To już nie ma sensu, nic nie ma sensu. Wstałem i ruszyłem zalany łzami; NIe naprawie już niczego, bo jej juz nie ma.
''...Zapomnij o wszystkim, co powiedziałem tej nocy
Nie, to nawet nie ma znaczenia
Bo oboje jesteśmy podzieleni na pół...''
Nie, to nawet nie ma znaczenia
Bo oboje jesteśmy podzieleni na pół...''